Cudny czas w Siemczynie czyli spotkanie wigilijne i seminarium TUL pt.: „Osadnictwo na ziemiach zachodnich – rodzi się nowa tradycja”.

Aldona Czerwińska

OR TUL w Gdańsku z/s w Kłaninie

Cudny czas w Siemczynie czyli spotkanie wigilijne i seminarium TUL pt.: „Osadnictwo na ziemiach zachodnich – rodzi się nowa tradycja”.

Artykuł stanowi relację z seminarium Towarzystwa Uniwersytetów Ludowych, połączonego ze spotkaniem wigilijnym, które miało miejsce w Siemczynie, w dniach 02 – 05.12. 2021 r.

***

Zarząd Krajowy Towarzystwa Uniwersytetów Ludowych wraz z Gospodarzem – OR TUL w Gdańsku z/s w Kłaninie, Koło w Złocieńcu zorganizował w dniach 02 – 05 grudnia 2021 r. dla członków wszystkich oddziałów regionalnych TUL tradycyjne spotkanie z okazji Świąt Bożego Narodzenia, połączone z seminarium na temat: „Osadnictwo na ziemiach zachodnich – rodzi się nowa tradycja”, które miało miejsce w Siemczynie.

Zadanie zrealizowano w ramach projektu: „ Nowe i nowoczesne oblicze Towarzystwa Uniwersytetów Ludowych”, który jest finansowany ze środków otrzymanych z NIW – CRSO w ramach Programu Wspierania Rozwoju Uniwersytetów Ludowych na lata 2020 -2030.

Co prawda, seminarium trwało zaledwie trzy dni, ale jego przygotowanie zajęło kilka miesięcy. Już wiosną Prezes ZK TUL znalazła miejsce spotkania czyli Pałac w Siemczynie (wybór był nieprzypadkowy!), a członkinie Koła TUL w Złocieńcu z Anną Dawid-Hryniewicz i Ireną Wenclewską na czele zabrały się za wykonywanie ozdob choinkowych. W ciągu kilku ostatnich miesięcy spod ich rąk wyszło kilkaset aniołów i gwiazd, wykonanych metodą quillingu, a ponadto wiele kolorowych bombek z papieru i migające, papierowe łańcuchy. W piątkowy wieczór wspólnie udekorowaliśmy nimi ogromną choinkę, która stanęła w rogu bawialni. Jak oceniła Gospodyni obiektu – nigdy jeszcze nie widziała tak oryginalnej i wystrojonej wyłącznie w ręcznie wykonane ozdoby – choinki!

Pozostałe anioły i gwiazdy obie nasze „tulowskie” artystki sprezentowały wszystkim uczestnikom wigilijnego spotkania. To misterna robota i prawdziwy prezent od serca, który długo jeszcze będzie przypominał obdarowanym wigilię w Siemczynie.

Pierwszy dzień seminarium, czyli piątek 03 grudnia, poświęcony był poznaniu dziejów Bornego Sulinowa. Rankiem wyruszyliśmy na wycieczkę do odległego o kilkadziesiąt kilometrów miasteczka, którego sekrety zdradziła nam przewodniczka, pracująca na co dzień w miejscowym Punkcie Informacji Turystycznej, pani Irena Skowronek. Czasu było naprawdę niewiele, a historia tej miejscowości jest nader bogata. Zaczyna się od zbudowania przez Niemców w miejscu wsi Lipie garnizonu wojskowego (1934), który po zakończeniu wojny zostaje przejęty przez Armię Czerwoną. Do 1992 roku teren miasta był wyłączony spod administracji władz polskich, dopiero po tym czasie, właściwie aż do dziś trwa proces historycznych porządków w Bornym Sulinowie i okolicy. Wiedza naszej przewodniczki o różnych etapach losów miasta była naprawdę niezrównana, zobaczyliśmy najbardziej charakterystyczne budynki i budowle, dziś często już pomniki i symbole, upamiętniające historyczne wydarzenia. Zatrzymaliśmy się na chwilę przy cmentarzu, na którym do niedawna królował olbrzymi, szary postument kałasznikowa, dziś zastąpiony jego kolorową miniaturą. Niezwykłe są dzieje osób tam pogrzebanych, żołnierzy Armii Radzieckiej oraz wielu dzieci, jak również obrzędy kultu zmarłych, np.: przynoszenie na groby dzieci zabawek i słodyczy, a dla poległych żołnierzy – butelek alkoholu i papierosów. Przewodniczka opowiedziała nam o wielkiej połaci wrzosowisk, porastających tereny dawnego poligonu, o pobliskim Kłominie, które sukcesywnie jest wyburzane, a pozyskane w ten sposób tereny zostają zalesiane. Zawiozła nas też w szczególne miejsce (chociaż – które miejsce nie jest tam szczególne?) a mianowicie na cmentarz jeniecki z 1941r, liczący 560 zbiorowych mogił. „Jeszcze niedawno nie było tam po nim ani śladu. Dopiero kiedy znaleźli się ludzie, którzy zainteresowali się historią tego miejsca, postawiono brzozowe krzyże i zaczęto dbać o pamięć tych, którzy tu spoczywają. Cmentarz pochodzi z okresu II wojny światowej, kiedy były tu niemieckie obozy dla jeńców. Na powierzchni pół hektara leży ok. 10 tys. żołnierzy. – W większości leżą tu żołnierze Armii Czerwonej różnych narodowości –  mówi dr Tomasz Skowronek, historyk, mieszkaniec Bornego Sulinowa. Jest w grupie osób, która postanowiła zbadać to miejsce i odkryć tożsamość pochowanych tu żołnierzy. W czasie poszukiwań, w wyniku prac ekshumacyjnych znaleziono tu 2 pamiętniki napisane w języku polskim z tego obozu. Ponadto, po elementach umundurowania, które w czasie tych prac odkopano można się domyślać, że byli tu też cywile i żołnierze innych armii” (Cmentarze wojenne. Borne Sulinowo (gosc.pl). Widok setek mogił wśród drzew, na których stoją brzozowe krzyże dosłownie nas zmroził, a fakty podane przez przewodniczkę sprawiły, że oniemieliśmy. Tu czas nie zatarł śladów historii, która dla wielu jest wciąż bolesną raną, a takie miejsca powinny spełniać też funkcję przestrogi. Ale czy tak jest?  Czy było tak kiedykolwiek?

Ten pełen zadumy dzień zwieńczył wykład pana Jarosława Leszczełowskiego, pasjonata miejscowej historii i autora książek jej poświęconych, który opowiedział o czasach, kiedy to Niemcy panowali na terenach Złocieńca i Bornego Sulinowa; wykład zilustrował prezentacją, dzięki której mogliśmy błyskawicznie przemieszczać się zarówno w czasie, jak i przestrzeni.

Sobota, 04 grudnia to dzień spaceru po Złocieńcu, który przygotowała i poprowadziła koleżanka Anna Dawid – Hryniewicz. I tu było wiele ciekawostek oraz miejsc z różnych okresów dziejów tego miasta; uderzające jest w Złocieńcu to, że znajduje się tam wiele tablic, które ilustrują, co było w tym, czy innym miejscu dawniej, a za tablicami – pustka… Czasy rozwoju przemysłu ma to miasteczko dawno za sobą, a jego przyszłe losy właśnie się kształtują. O szczegółach wycieczki i ciekawostkach swojego „miejsca na ziemi” napisze w kolejnym numerze kwartalnika sama przewodniczka po Złocieńcu czyli nasza koleżanka Hanka, więc poczekajmy na tę relację.

Po powrocie do Siemczyna czekała na nas kolejna atrakcja w postaci zwiedzania miejscowego muzeum. Mieści się ono w częściowo odrestaurowanym, ogromnym budynku pałacu. Naszym przewodnikiem był pan Bogdan Andziak, jeden ze współwłaścicieli posiadłości, który wraz ze swym bratem, Zdzisławem, kierują Henrykowskim Stowarzyszeniem w Siemczynie. Zwiedzanie pałacu zaczęło się od piwnic. Ale jakie to  było zwiedzanie!? Nie widomo do końca, co zrobiło największe wrażenie? Czy to osoba pana Bogdana, przedstawiającego się jako Bodzio, który przykuwa uwagę swoim ze wszech miar oryginalnym sposobem bycia i snucia opowieści, bezwzględnie wciągających słuchacza i oczarowujących go, a jednocześnie zmuszających do myślenia… aby natychmiast odpowiedzieć na zadane znienacka pytanie? Czy to ogrom samego pałacu, od ciągnących się piwnicznych pracowni, przez rozległe kondygnacje, aż po kolejne poziomy poddasza? Czy też wielkie kolekcje zgromadzonych i przygotowanych zbiorów, przedstawiających historię miejsca i jego mieszkańców? A może niezwykła architektura tej barokowej budowli, która przebudowywana zachowała jednak swój charakter, a los łaskawie ocalił niezwykłą konstrukcję ogromnego dachu, wzorowanego (wg Gospodarza) na architekturze Wawelu? A może wreszcie nieprzeliczona kolekcja porcelany (której na własne oczy nie widziałam), a którą wszystkie panie kwitowały wielkim westchnieniem… Zbyt dużo wrażeń i zbyt mało czasu, aby wszystko uporządkować i poddać refleksji. Jedno jest pewne – wszystkie zabudowania kompleksu pałacowego robią wrażenie poprzez swe dążenie do zachowania autentyczności historycznej i architektonicznej. Jeszcze większe wrażenie robi na gościach pomysłowość Gospodarzy obiektu, którzy wciąż odkrywają i w ciekawy oraz różnorodny sposób prezentują posiadane zasoby, wykorzystując wszelkie walory budynków i całego terenu. Ale największe wrażenie robią sami Gospodarze, którzy połączeni rodzinnymi więzami, wykonują różne zadania, łączące się dla wspólnego celu – odbudowania i ożywienia tego miejsca, uczynienia z niego swoistej perełki historii i architektury, miejsca dla turystów, pasjonatów historii i wszystkich, którzy łakną pozytywnej energii.  Tej ostatniej posiadają  bez miary i chętnie się nią dzielą – dlatego po prostu są skazani na sukces!

I to była ledwie połowa dnia, bo tuż po obiedzie udaliśmy się do  miejscowej świątyni, zbudowanej w latach 1854-56 w stylu neogotyckim (fundacja Heinricha Leonarda von Arnim), która w latach 1560 – 1945 była siedzibą parafii protestanckiej; w roku 1945 zbór został poświęcony jako kościół katolicki, a Parafię Matki Bożej Różańcowej erygowano w 1973 r. Obecny jej proboszcz,  ks. Andrzej Naporowski odprawił Mszę świętą w intencji zmarłych i żywych Członków Towarzystwa Uniwersytetów Ludowych. Podziękowania i życzenia złożyli: koleżanka W. Marianna Wielądek oraz kolega Henryk Milanowicz – Przewodniczący Komisji Humanistycznych Inicjatyw Edukacyjnych TUL.

Zaledwie chwila dzieliła czas po mszy od rozpoczęcia uroczystej kolacji wigilijnej. Przy pięknie udekorowanym stole, nieopodal naszej własnej, pachnącej i wspólnie ozdobionej choinki – zasiedliśmy do wieczerzy. Sygnał do jej rozpoczęcia dał Karol Węclewski, który też przygrywał w trakcie melodie znanych, polskich kolęd. Zgodnie z tradycją, na kolację przybyli Goście: wspomniany już ks. Proboszcz, Sołtys wsi Siemczyno, Gospodarz obiektu – pan Zdzisław Andziak oraz przedstawiciele najstarszego UL w Polsce – państwo Barbara i Mirosław Mincewiczowie. I nas TUL-owców zebrała się liczna reprezentacja z całej Polski, byli przedstawiciele oddziałów regionalnych z: Pruszcza Gdańskiego, Kłanina, Złocieńca, Warszawy, Głuchowa, Radoryża, Janowa Lubelskiego, Piotrkowa, Śremu i Grzybna, Milicza (jeżeli kogoś pominęłam, to bardzo przepraszam!). Kosztowaliśmy pysznych potraw wigilijnych, wśród których szczególnie zaintrygowały konsumentów pierogi z borówkami oraz korzenna dynia. Ucztę duchową czyli kolędy i pastorałki grali i śpiewali nasi niezastąpieni artyści, to znaczy: Jurek Szwargot, Marzenna Dębek, Roman Szydłowski i Wiesia Bach.  Aby tradycji stało się zadość, wigilijną kolację przerwała wizyta Mikołajów (tym razem rodzaju żeńskiego), które wręczyły wszystkim prezenty; były też podziękowania od Prezes ZK TUL Elżbiety Gniazdowskiej dla organizatorów seminarium i jego gospodarzy.

Sądzę, że będę wyrazicielką powszechnej opinii, jeżeli dołączę w tym miejscu wielkie podziękowania dla Eli Gniazdowskiej, która już od wielu lat nie szczędzi sił i nie zważa na trudności, pokonuje wszelkie przeciwności – aby kontynuować TUL-owskie dzieło!

I jeszcze osobista refleksja: Siemczyno stało się dla mnie w tych trudnych dniach tuż po śmierci Mamy swoistym locus amenus. Dziękuję Gospodarzom, a przede wszystkim Wam Wszystkim TUL-owcom za dobro, którego doświadczyłam.